Obudziliśmy się bez pośpiechu. Poranna toaletka no i na tarasik na śniadanko. Obsługa riadu to dwóch młodych chłopaków bardzo pomocnych i towarzyskich. Od nich dowiedzieliśmy się, że przez dwa dni weekendu odbywa się festival ślubów w Imlilchil coroczna urostość. Mocno to kolidowało z naszymi planami i niewiedzieliśmy czy jechać na festival czy na pustynię. Właściciele nalegali jednak my postanowiliśmy realizować swoje plany tak więc tym razem nie daliśmy się porwać wirowi spontaniczności. Po zjedzeniu udaliśmy się ponownie w kierunku wąwozu podziwiać jego 300 metrową wielkość. Po takiej dawce przyjemności popitej zimną colą wsiedliśmy do samochodu i wyruszyliśmy w drogę na pustynię. Właściwie większość dnia przesiedzieliśmy w samochodzie jadąc na Merzugę. Wjeżdżając do miasteczka Risani przed Merzugą, miejscowi próbowali nas skierować w przeciwną stronę lecz my posiadając dobrą mapę, która nas prowadziła nie daliśmy się zwieść i po chwili dotarliśmy do centrum Merzugi. Centrum tej miejscowości przypomina Dziki zachóď jedna ulica i po obu stronach gliniane lepianki ze sklepami restauracjami i chatami. Ponieważ na wjeździe chciał nas zatrzymać marokańczyk stając centralnie na drodze wyminęliśmy go udając się do najbliższej restauracji. Zjedliśmy obiad i przy okazji zarezerwowalismy siebie pokój. Pokój przypominał loch lub piwnicę zamykaną na kłódkę. Był też basen z leżakami na których niewiele brakowało byśmy posnęli wpatrując się w gwieździste niebo. Dnia kolejnego czekała nas wyprawa na wielbłądach na Erg Chebbi