Obok naszego noclegu sąsiad marokańczyk namiętnie remontował sobie swoje cztery kąty co skutecznie budziło nas z rana po czym koło 10 stukanie i kucie ustawało. Ten dzień był dniem powrotu do Agadir. W drodze powrotnej udało nam się odwiedzić producenta tażinów itp. glinianych produktów. Do miasta przyjechaliśmy koło południa i ani chwili się nie zastanawiając poszliśmy na plażę. Czas naszego pobytu nieuchronnie zbliżał się mu końcowi więc ten dzień chcieliśmy wykorzystać maksymalnie. Pesymista od razu pobiegł ku oceanowi zaś optymistka łapała ostatnie gorące promienie słońca przed chłodną jesienną aurą naszej ojczyzny. Po kilku chwilach tej nostalgicznej kąpieli wodno-słonecznej udaliśmy się deptakiem do jednej z wielu restauracji rozciągniętych wzdłuż plaży na ostatni marokański posiłek. Naszym ostatnim celem było już tylko lotnisko, a w głowach szum tętniących życiem souków, karkołomna jazda samochodem po marokańskich ulicach. Spontaniczne i życzliwe spojrzenia zwykłych szarych osób, wszechobecne nawoływanie z minaretów kilka razy w ciągu dnia, zaczepki zachęcające do zakupu.."merci", "Good price" , "madame" . Zapach przypraw, smak potraw i wiele innych momentów, które towarzyszyły nam podczas tego pobytu. Na lotnisku jakiś marokańczyk z obsługi lotniska życzył nam z uśmiechem na twarzy udanego lotu i do zobaczenia w przyszłym roku, jakie to znamienne; kto wie co przyniosą kolejne dni, tygodnie, miesiące...