Po obfitym śniadaniu w hotelu, zagubieniu karty dostępu do pokoju hotelowego i jazdy windą towarową oraz opóźnieniu 2 godzinnym wyruszyliśmy w dalszą trasę w kierunku Ouzoud oraz Imlil przebijając się przez gąszcz szaleńców i desperatów marrakeszowych ulic. Omijając grzecznie zasieki z fotoradarami laserowymi wyjechaliśmy poza miasto. Wzdłuż dróg ciągną się niesamowite systemy wodne niezbędne dla życia zwierząt i do nawadniania pól. Udało nam się zakupić po trasie parę granatów od przydrożnego chłopaka z którym wymieniliśmy kilka zdań i dalej w drogę w kierunku wodospadów. Do celu dotarliśmy koło południa. Zostawiliśmy auto na parkingu i po wspaniałych propozycjach doprowadzenia nas do kaskada oczywiście za opłatą odpowiednią jak za wszystko w Maroko ruszyliśmy na poszukiwanie wodospadów. Znalezienie ich okazało się śmiesznie proste. Przy wodospadach zjedliśmy na obiad tazin i o 16 udaliśmy się w dalszą drogę do Imlil przez Le Jardin du Safran. Ponieważ robiło się coraz później w Jardin się nie zatrzymywaliśmy pomimo iż były takie plany do Imlil dotarliśmy już w ciemnościach. Okazało się że do naszego noclegu autem nie dojedziemy i trzeba było iść w górę piechotą ok. 15min. Stąd w dniu kolejnym wyruszymy w kierunku Toubkal